Poważny incydent na lotnisku w San Francisco

7 lipca na lotnisku w San Francisco o mały włos samolot Air Canada nie wylądował na kilku innych. Z opublikowanych w środę danych i fotografii wynika, że został on poderwany znad ziemi na wysokości zaledwie 18 metrów, a od katastrofy dzieliło maszyny jeszcze mniej, niż dotąd przypuszczano. Piloci kanadyjskiego Airbusa A320 o numerze lotu ACA-759 podchodzili 7 lipca przed północą do lądowania w San Francisco. Do ostatnich sekund byli pewni, że lecą dobrze. Dopiero kiedy tuż przed sobą dostrzegli światła innych maszyn i usłyszeli ostrzeżenia ich pilotów, poderwali maszynę do góry. 

Udostępnione w środę nowe informacje Narodowego Biura Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) oraz zdjęcia z lotniska w San Francisco pokazują, jak niewiele brakowało by doszło do gigantycznej katastrofy. Maszyna Air Canada próbowała wylądować nie na pasie startowym, ale na równoległej drodze do kołowania, na której znajdowały się cztery inne, pełne ludzi maszyny. Piloci w ostatniej chwili poderwali samolot do góry, gdy znajdowali się na wysokości zaledwie 18 metrów nad ziemią. To niemal tyle samo, ile ma wysokości stojący na ziemi samolotów. Dzięki gwałtownej reakcji piloci zdołali jednak minąć czekające na start maszyny. Według wstępnych informacji udostępnionych w połowie lipca, Airbus Air Canada przeleciał jednak zaledwie 30 metrów nad dwoma pierwszymi samolotami. Na pokładzie lądującego airbusa było łącznie 180 osób. Nie podano, ile przebywało ich w maszynach stojących na ziemi. Były to jednak dwa Boeing B787 Dreamliner, jeden B737 i jeden Airbus A340. W zależności od wersji, w tych pierwszych może usiąść nawet 250-330 osób, w drugim od 100 do niemal 200, a w A340 około 300. Nawet licząc ostrożnie i zakładając, że nie były one pełne, mogło to być więc blisko 1000 osób. W związku z tym media w Kanadzie i USA pisały w połowie lipca o potencjalnie "największej katastrofie lotniczej w historii". Nikomu nic się nie stało, jednak amerykańska Federalna Administracja Awiacji (FAA) zakwalifikowała wydarzenie jako "poważny incydent" i wszczęła śledztwo, podobnie jak służby kanadyjskie. Nie wiadomo, w jaki sposób piloci pomylili pas startowy z drogą kołowania. Utracone zostały także nagrania z ich kabin, ponieważ samolot następnego dnia rano ruszył w kolejny rejs i "nadpisane" zostały tam dane zbierane przez jego rejestratory. Kiedy wszystko działa jak należy, pas startowy i droga kołowania są wyraźnie odmiennie oświetlone. Wiadomo, że piloci kanadyjskiej maszyny byli bardzo doświadczeni - jego kapitan miał wylatanych ponad 20 tysięcy godzin, a drugi pilot około 10 tysięcy godzin. Poinformowano także, że wieża kontroli lotów nie widziała, że lądująca maszyna znajduje się na kursie kolizyjnym, ponieważ zbyt zboczyła z kursu, by uwzględnił ją system radarowy chroniący przed kolizjami na pasie startowym. Podobne incydenty zdarzały się już w przeszłości. W 2006 roku samolot ze 154 osobami na pokładzie wylądował na drodze kołowania lotniska Newark. Stało się to niedługo po zmroku. W efekcie zmieniono niektóre przepisy i organizację lotniska. (TVN24)

Komentarze