Lotnictwo pasażerskie wciąż płaci za 11 września

Branżą, która w największym stopniu została dotknięta wydarzeniami z 11 września 2001, były lotnicze przewozy pasażerskie. Zmienione zostały liczne lotnicze procedury, podniesiono bezpieczeństwo lotów. Wszystko z nadzieją, że tragedia się nie powtórzy. Pośrednio zamachy przyczyniły się także do bankructwa wielkiego europejskiego przewoźnika.Podczas zamachów we wrześniu 2001 r. w charakterze powietrznych taranów wykorzystano cztery maszyny: dwa boeingi B767 i dwa boeingi B757. Na ich pokładach zginęło 246 osób. Dwie maszyny latały w barwach American Airlines, dwie w barwach United Airlines. Co godne podkreślenia, mimo ciosów wizerunkowego i finansowego (strata po około 300 mln dolarów), obie firmy przetrwały. Pierwszymi następstwami zamachów była gwałtowna przecena akcji przewoźników pasażerskich. Spadki sięgały od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu procent. Nic w tym dziwnego, bo ruch lotniczy wręcz zamarł, a wielu pasażerów w panice rezygnowało z lotów. W krótkim terminie sytuacja, jaka powstała po zamach, poważnie wpłynęła na kondycję wszystkich linii lotniczych. Pojawiły się nawet rankingi, które z nich są najbardziej narażone na ryzyko zamachów (typowano firmy amerykańskie) i najmniej (firmy arabskie). Bezpośrednio po zamachach Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) oszacowało spadek zysków firm z branży w drugiej połowie 2001 roku na poziomie 16 proc. Zagrożonych zostało około 6,4 mln miejsc pracy związanych pośrednio i bezpośrednio z lotniczym ruchem turystycznym. Zamachy stały się także jedną z przyczyn upadku wielkiego szwajcarskiego przewoźnika lotniczego Swissaira. Firma co prawda już wcześniej znajdowała się w złej kondycji, ale wydarzenia z 11 września i związane z tym następstwa okazały się prawdziwym gwoździem do trumny. Ostatecznie spółka zbankrutowała pod koniec marca następnego roku. W dłuższej perspektywie zamachy miały wpływ na cały ruch lotniczy. Po pierwsze linie zaczęły baczniejszą uwagę zwracać na szeroko rozumiane bezpieczeństwo. Nowe procedury spowodowały, że podróżowanie samolotami stało się bardziej czasochłonne (np. kwestia wcześniejszego przybycia na lotnisko) i uciążliwe (ograniczenia dotyczące np. napojów). Jak komentuje były amerykański pilot John Datmoore, zniknął swego rodzaju romantyzm, gdy piloci zapraszali do kokpitu dzieci, by zobaczyły, jak się kieruje samolotem. Teraz piloci znajdują się za stalową ścianą, a pasażerowie zostali zaliczeni do grupy ryzyka. Zamachy wymusiły zmiany w samych samolotach. Najważniejszą był właśnie montaż niemalże pancernych drzwi. W przypadku największych przewoźników ich koszt pochłonął kilkanaście a nawet 20 mln dolarów. Zmiana ta przyczyniła się pośrednio do śmierci 150 osób lotu Germanwings 9525. Drugi pilot doprowadził do rozbicia się w Alpach maszyny, a załoga i pasażerowie nie mogli mu w tym przeszkodzić. Na ich drodze stanęły pancerne drzwi. Wdrożono wiele nowych procedur bezpieczeństwa lotu. W samolotach pojawili się „powietrzni szeryfowie”, którzy mieli ewentualnie przerwać próbę porwania. Na niektórych lotniskach kontrolerzy zaczęli wymagać przed lądowaniem od pilotów zmian kursu, by sprawdzić, że za sterami znajdują się zawodowcy, a nie podszywający się pod nich porywacze. Zamachy 11 września do dziś znajdują swoje odbicie w ruchu lotniczym. Ich koszt jest trudny do oszacowania. Przez ekspertów zaliczane są do grona zdarzeń, które najpoważniej wpłynęły na historię lotów pasażerskich. (wnp.pl)

Komentarze