FAA starannie przebada samolot B777X w ramach certyfikacji

Amerykański urząd lotnictwa FAA dopilnuje bardzo starannej procedury certyfikacji nowego samolotu B777X — powiedział jego szef po spotkaniu z prezesem Emirates, który chce, by zgotowano Boeingowi „piekło na ziemi" w testowaniu tej maszyny - Spotkałem się z szefem Emirates i mieliśmy doskonałą rozmowę — powiedział na salonie lotniczym w Dubaju Steve Dickson zapytany, czy certyfikacja B777X będzie ostrzejsza w związku z ostatnimi wydarzeniami (MAXy, silniki). — Być może położymy większy nacisk na zapewnienie, by różne systemy w miarę ich ewolucji efektywnie integrowały się z całym wyrobem i nie będziemy rozpatrywać poszczególnych kwestii w odrębny sposób — cytuje go Reuter. Prezes Emirates, Tim Clark powiedział dziennikarzom po tym spotkaniu: — Musimy mieć absolutną pewność, że w w miarę powstawania tego samolotu, jak zacznie latać, wszystko zostało zrobione jak należało. Chcę, by jeden samolot przeszedł przez piekło na ziemi zasadniczo po to, aby być pewny, że wszystko w nim funkcjonuje. Panel przedstawicieli urzędów nadzoru ostro skrytykował w październiku FAA za dopuszczenie MAXów, a różne komisje Kongresu USA wyrażały zaniepokojenie zbyt bliskimi powiązaniami FAA z Boeingiem. Koncern nie odniósł się bezpośrednio do ustaleń regulatorów, oświadczył jedynie, że współpracuje z FAA nad poprawą procedury certyfikacji, zaś FAA zapowiedział podjęcie stosownych działań po zaleceniach tych urzędów. FAA nie będzie spieszyć się, będzie postępować tak jak chce, nie będzie kierować się wskazaniami producenta — powiedział Clark. B777X jest pierwszym dużym samolotem, który będzie certyfikowany od czasu uziemienia MAXów po dwóch katastrofach, które zwiększyły presję na FAA, by poprawił swe procedury. Emirates jest największym klientem na te samoloty szerokokadłubowe (początkowo zamówił 150, w Dubaju zmniejszył tę liczbę do 126); żąda, by Boeing testował je przez co najmniej 16 miesięcy, nieco dłużej od zwykłego nowego samolotu.Szef FAA powiedział też na temat prac nad zmianą procedur wobec B737 MAX, że „będziemy bardzo metodyczni i bardzo skrupulatni. Nie będziemy niczego delegować". Powtórzył, że FAA nie działa według jakiegoś harmonogramu, kiedy MAXy wrócą do pracy, bo presja czasu nie może wpływać na procedury zatwierdzania.Źródło: rp.pl

Komentarze