Kłopoty samolotu B777 linii Qatar

Największy dwusilnikowy samolot pasażerski świata, Boeing 777, linii Qatar Airlines po godzinie lotu z Dohy do Auckland zawrócił na lotnisko w Katarze. Pilot poinformował pasażerów, że maszyna ma „drobne kłopoty z silnikiem”. Boeing 777, zwany „potrójną siódemką”, wystartował dziś z Dohy rejsem QR920 zgodnie z rozkładem o 3.01 rano. Wejście po trapie robiło wrażenie, bo ta maszyna ma silniki o największej średnicy, jakie kiedykolwiek zostały zamontowane w samolocie. Przed ponad trzystu pasażerami było prawie 17 godzin lotu - to największa odległość, jaką samolot może pokonać bez międzylądowania. Pasażerowie długodystansowi, tacy jak ja, szybko zorientowali się, że coś jest nie tak. Zamiast zwykłej krzątaniny stewardów i stewardes załoga twardo siedziała na miejscach przypięta pasami, a polecenie „zapiąć pasy” nie gasło nad głowami pasażerów. Po pół godzinie odezwał się wreszcie kapitan. Wesołym głosem oświadczył, że z powodu „drobnych kłopotów z silnikiem” musi zawrócić do Dohy. Uspokoił, że technicy jedynie przyjrzą się maszynie i długo to nie potrwa. Uprzedził, że na lotnisku będą na nas czekać straż pożarna i wozy techniczne, ale „to zwykła procedura” nie ma się czego obawiać. Bezpieczeństwo jest najważniejsze.Jak powiedział, tak zrobił. Maszyna zawróciła, ale zanim ponownie wylądowała w stolicy Kataru, we wnętrzu było już tak gorąco, jakby przestała działać klimatyzacja. Mimo to nikt nie zaoferował pasażerom nawet szklanki wody. Kiedy więc padło wezwanie do opuszczenia pokładu, zrobiliśmy to jak najszybciej, chcąc zaczerpnąć chłodnego, klimatyzowanego powietrza wewnątrz terminala lotniska. Szybko okazało się, że „drobne kłopoty” nie są takie drobne i na kolejny lot trzeba czekać… 3,5 godziny.Od Qatar Airlines nie dostaliśmy bonów na określoną kwotę, za którą moglibyśmy zamówić, co chcemy w jednym z lotniskowych barów. To by była za duża rozrzutność dla tych jednych z najbogatszych linii. Zaprowadzono nas do jadłodajni. Zaoferowano nam paciaję z makaronu, parówki o wyglądzie dwutygodniowych podeszew, jajka z proszku i zeschłe ziemniaki. Do tego tak zdrowie napoje jak coca cola i fanta oraz batoniki. Siedzę więc wraz z trzystoma ludźmi w jadłodajni i przypominam sobie katastrofy z udziałem „potrójnej siódemki”: niewyjaśnione do dziś zaginięcie maszyny Malaysian Airlines, zestrzelenie przez prorosyjskich separatystów nad Ukrainą B-777 tych samych linii, awaryjne lądowania z uszkodzonym silnikiem trent. W sumie takich wypadków było sześć, zginęło w nich 540 osób. (rp.pl)

Komentarze