Programy polskich bezzałogowców wciąż nielotne

Najbardziej zaawansowany jest program Orlik z bezzałogowcami PGZ-19R
Drony, drony i jeszcze raz drony. Fascynacja systemami rakietowymi czy najnowszymi samolotami piątej generacji nie zmienia faktu, że polska armia łaknie dziś bezzałogowych statków powietrznych jak kania dżdżu. Z ich pozyskaniem wciąż mamy problemy. Nie trzeba znać się na wojsku, by wiedzieć, że nowoczesna armia, na współczesnym polu walki nie może obejść się bez pojazdów bezzałogowych. Tych lądowych, ale przede wszystkim powietrznych. Bezzałogowe statki powietrzne (BSP) dostarczają nie tylko cenne informacje rozpoznawcze o położeniu i ruchach przeciwnika w czasie niemal rzeczywistym, ale też potrafią samodzielnie niszczyć wskazane cele. Tego typu sprzęt jest potrzebny, by wojsko mogło w pełni wykorzystać potencjał, jaki daje uzbrojenie o zasięgu kilkudziesięciu czy kilkuset kilometrów, jak pociski NSM Morskiej Jednostki Rakietowej czy pociski manewrujące JASSM do F-16. Tyle teorii. Jak wygląda praktyka pozyskiwania bezzałogowców w polskiej armii? Doświadczenia nie są optymistyczne. Programy związane z pozyskaniem BSP są opóźnione, terminy ich wprowadzenia wybiegają w przyszłość i nie dają pewności ich dotrzymania. (wnp.pl)

Komentarze