IATA ma pomysł jak zmniejszyć turbulencje w samolotach

Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) ma pomysł jak zmniejszyć turbulencje w samolotach. Z powodu szkód spowodowanych nieoczekiwanymi zmianami wysokości lecącej maszyny linie lotnicze tracą rocznie ponad 100 mln dolarów. A ponad 100 pasażerów rocznie odnosi podczas turbulencji - najczęściej z własnej winy - poważne obrażenia. Kiedy w samolocie pojawi się napis „zapiąć pasy" bezwzględnie trzeba się trzymać tego zalecenia. Tak samo trzeba pilnować, by schowki na bagaże nad głowami pasażerów były starannie zamknięte. Lekceważenie poleceń personelu pokładowego i informacji z kokpitu jest najczęściej przyczyną wypadków podczas turbulencji. Zagrożeniem może być również panika, jaka wybucha wśród pasażerów, kiedy maszyną mocno trzęsie. Zwłaszcza, gdy jednocześnie wypadają maski tlenowe.Dotychczas było tak, że piloci przekazywali sobie informacje po tym, jak wydostali się z zagrożonej strefy. Teraz odbywa się to od razu — mówi Des Keany, odpowiedzialny za planowanie lotów w American Airlines. — Piloci są w stanie także wykryć zagrożenie turbulencjami korzystając z iPadów. Jeśli widzi na mapie jakiekolwiek zagrożenia pogodowe, zawsze może zwrócić się do kontrolerów lotu o zmianę trasy — dodaje Des Keany. Takich turbulencji będzie mniej, kiedy w pełni zostanie wdrożony system informacji o nieoczekiwanych wydarzeniach w powietrzu. W tym celu na samolotach montowane są sensory produkowane m.in. przez amerykańską firmę Andover z Wisconsin. Teraz kapitanowie samolotów, które wlatują w obszar turbulencji, natychmiast mogą przekazać te informacje na ziemię, skąd wyspecjalizowane służby informują o tym pozostałe samoloty w zasięgu niekorzystnego zjawiska. Dzięki temu kolejne maszyny mogą, po uzyskaniu zgody, zmienić kurs i uniknąć nieprzyjemnych, a nawet niebezpiecznego dla pasażerów, konsekwencji. Inne wsparcie technologiczne dla kapitanów samolotów to opracowany przez Rockwell Collins system radarowy Multiscan ThreatTracker, który wykrywa wszelkie zagrożenia znajdujące się w odległości 500 km od samolotu. Nie tylko widzi dziury w powietrzu, ale również np. grad bądź wyładowania atmosferyczne. Chociaż akurat te ostatnie bardzo rzadko stanowią problem dla maszyny, bo jest zbudowana tak, aby uderzenie pioruna nie powodowało uszkodzeń. — Zazwyczaj jest tak, że piorun trafia w jakiejś miejsce w obudowie samolotu i wychodzi w innym punkcie maszyny, na przykład uderza w nos a wychodzi ogonem. Zabezpieczone przed nim są zbiorniki paliwa. Pasażerowie najczęściej tego nie zauważają, chyba że uderzeniu pioruna towarzyszą turbulencje, mogą też zobaczyć błysk światła. Bardzo rzadko zdarza się, że metalowa obudowa samolotu ucierpi z tego powodu – mówi kapitan Patrick Smith, autor bestsellera „Cockpit Confidential, czyli wszystko co trzeba wiedzieć o podróżach lotniczych".Teraz linie zrzeszone w IATA będą nam dostarczać informacje dotyczące wszystkich nieprawidłowości w powietrzu, zamiast zachowywać je dla siebie — mówi Katia Waszczankowa, odpowiedzialna w zrzeszeniu za służby meteorologiczne. — Zaangażowaliśmy już brytyjską firmę Snowflake, produkującą oprogramowanie dla samolotów i linii lotniczych. Nie tylko przetwarza ona na bieżąco informacje z powietrza, ale potrafi też przewidywać turbulencje. Wśród 15 linii, które zaangażowały się w ten projekt w końcu grudnia są wszyscy najwięksi przewoźnicy amerykańscy, a w Europie, w tym Air France, Lufthansa, Swiss i Aer Lingus. Wg informacji IATA testowanie programu ma ruszyć w lutym i potrwać do grudnia 2019 roku. W styczniu 2020 roku program ma być już dostępny dla innych.Podczas silnych turbulencji zazwyczaj bardzo uspokajająco działają komunikaty z kokpitu. Wystarczy, że kapitan wytłumaczy, co tak naprawdę się dzieje, że bezwzględnie trzeba zapiąć pasy i złożyć stoliki i objaśni w dostępny sposób, że pasażerom i maszynie nie grozi niebezpieczeństwo. Doświadczeni kapitanowie wiedzą jak jest to ważne.Źródło: rp.pl

Komentarze