Dreamliner SP-LRF czyli "Franek" wrócił do regularnych lotów

Boeing 787-8 Dreamliner SP-LRF, czyli wyczekiwany "Franek", w końcu wrócił do regularnych lotów. W niedzielę samolot poleciał z pasażerami do Tokio-Narity, a wczoraj do Toronto. Dzisiaj po południu wróci z Toronto do Warszawy, a o 16:50 uda się w kolejny transatlantycki lot do Nowego Jorku JFK. Powrót jednego z trzech uziemionych Dreamlinerów poprawi dostępność floty dalekodystansowej LOT-u. Obecnie oczekiwanie na naprawę lub wymianę silników powoduje konieczność czasowego wyłączenia z eksploatacji już nie trzech, ale dwóch Dreamlinerów, SP-LRB i SP-LRD. – LOT dokłada wszelkich starań, by konieczność wyłączenia z eksploatacji samolotów Dreamliner miała jak najmniejszy wpływ na regularność i siatkę połączeń. W związku z tym przewoźnik pozyskał w ramach tzw. ACMI (leasingu krótkoterminowego) zastępczego szerokokadłubowego Boeinga 767-300ER od EuroAtlantic Airways – przypomina Konrad Majszyk, ekspert ds. PR z biura komunikacji korporacyjnej PLL LOT. Do 15 listopada dla narodowego pracownika pracował także Airbus A340-300 należący do Hi Fly Malta. – Zakładamy, że sytuacja poprawi się na początku przyszłego roku. Na początek lutego zaplanowana jest dostawa kolejnego samolotu Boeing 787 Dreamliner, czwartego w wersji 787-9 (to model większy, z 294 fotelami na pokładzie). To będzie dwunasty Dreamliner we flocie LOT-u w ogóle. Dostawy pozostałych trzech są zaplanowane na drugą połowę 2019 r. – mówi Majszyk. Problemy z silnikami Trent 100 produkowanymi przez Rolls Royce’a trwają już od wielu miesięcy i poważnie utrudniają funkcjonowanie wielu liniom lotniczym na całym świecie. Wszystkie naprawy wykonywane są na koszt Rolls Royce’a. Sprawa nie jest jednak prosta i wymaga dość sporo czasu. Producent, mając świadomość problemu z silnikami Trent 1000, wyznaczył liniom lotniczym, w tym LOT-owi, harmonogram badania stanu silników będących we flocie – tzw. boroskopii. W przypadku pozytywnego wyniku badania silniki otrzymują od producenta tzw. dopuszczenie do wykonania określonej liczby cykli (startów i lądowań) do kolejnego badania. W przypadku negatywnego silniki są demontowane i podlegają wymianie lub naprawie przez Rolls-Royce'a w fabryce w Derby w Wielkiej Brytanii. Sam producent informuje, że prace nad jednym silnikiem mogą trwać nawet 40 dni, a w liczbie tej nie jest zawarty czas niezbędny na transport. – Dodatkowo z ustaleń z Rolls-Royce'm wynika, że na początku roku – niezależnie od dostaw floty – powinna się zwiększyć liczba dostępnych silników. To dobra wiadomość, bo w związku z globalnym charakterem problemu, czas oczekiwania na naprawę lub wymianę silników trwa od kilku tygodni do kilku miesięcy – wyjaśnia przedstawiciel LOT. LOT podkreśla, że w związku z sytuacją z silnikami RR nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa rejsów. Bieżące parametry i praca każdego z silników typu Trent 1000 jest ściśle monitorowana przez systemy pokładowe samolotu, następnie w czasie rzeczywistym dane te są wysyłane i analizowane przez Rolls-Royce'a w ramach tzw. Engine Health Monitoring. EHM pozwala na wykrycie ewentualnych zakłóceń pracy silnika z wyprzedzeniem. (Rynek Lotniczy)

Komentarze