LOT nie ma szczęścia do Bombardierów Q400

LOT nie ma szczęścia do bombardierów Q400. Pasażerowie dzisiejszego lotu naszego narodowego przewoźnika do Kluż-Napoki w Rumunii nie dolecieli na miejsce. Najpierw pilot wrócił z powodu zbyt wolno zamykającego się podwozia. Nowo podstawiony Bombardier musiał zawrócić z powodu zadymienia kabiny. – Po lądowaniu w styczniu, gdy nie zablokowała się przednia goleń i samolot zarył w pas, wprowadziliśmy bardzo rygorystyczne zasady bezpieczeństwa – tłumaczy Konrad Majszyk z biura prasowego LOT. – W związku z tym, gdy pilot zorientował się, że podwozie zamyka się zbyt wolno, wolał, żeby zajęli się tym nasi technicy, a nie rumuńscy – dodaje Majszyk. Było to powodem zawrócenia na lotnisko Chopina pierwszego z Q400. Na płycie stał drugi taki sam model maszyny kanadyjskiego producenta z wypożyczonych w związku z sytuacją strajkową w spółce. Niestety i tym razem 25 pasażerów na pokładzie usłyszało, że pilot podjął decyzję o powrocie na Okęcie. W tym wypadku sprawa była poważniejsza, bo w kabinie pojawił się dym. Na płycie lotniska pojawiły się więc wozy straży pożarnej. – Zapewniam, że zajmiemy się wszystkimi naszymi klientami – deklarował Majszyk. – Wszystkim zapewnimy hotele lub damy możliwość dostania się do miejsca docelowego podróży – wyjaśnia przedstawiciel przewoźnika. To trzecie awaryjne lądowanie Bombardiera Q400 naszych linii, które miało miejsce w tym roku. W styczniu samolot z Krakowa wylądował na Chopinie, po wcześniejszym zgłoszeniu problemów. Podczas przyziemienia nie zablokowała się przednia część podwozia i maszyna osiadła kadłubem na pasie. W lipcu samolot udający się do Gdańska również miał kłopoty z podwoziem, ale i wówczas awaryjne lądowanie obyło się bez zakłóceń. – Te samoloty wykonały 12 tysięcy rejsów do lipca tego roku, to zupełnie inna skala niż dotycząca np. Dreamlinerów. Trzeba mieć na to baczenie, oceniając ich awaryjność. W skali tych wszystkich operacji to naprawdę nie jest dużo – oceniał w sierpniu tego roku Adrian Kubici, rzecznik prasowy PLL LOT. Na potwierdzenie swoich słów przedstawił statystyki. – Nie ma żadnych twardych danych mówiących, żeby zawodność Q400 odbiegała od norm. Średnia ich niezawodności to 98 procent dla średniej całej floty na poziomie między 97 a 99 procent. Oczywiście rozumiem ogólne wrażenie społeczne i wrzawę medialną wokół tych incydentów. Pamiętajmy jednak, że samoloty w lotnictwie cywilnym mają zmultiplikowany każdy system. W razie awarii inny przejmuje zadania uszkodzonego. Są też systemy monitorowania sprawności, które w tym przypadku pokazały swoją skuteczność – tłumaczył rzecznik. (Rynek Lotniczy) .

Komentarze