Deutsche Welle: Uwaga, samoloty gubią części

Prawdopodobieństwo, że zgubiona przez samolot część zleci nam na głowę jest mniejsze, niż porażenie przez piorun. Ale istnieje i musimy się z tym liczyć.Thomas Weyer z Moguncji mocno się zdziwił, kiedy w swoim ogródku znalazł w czerwcu półtorametrowy kawałek gumowej uszczelki silnie zalatujący kerozyną. Jak się okazało, zgubił ją przelatujący samolot pasażerski. Jego dom leży na trasie dolotowej do lotniska we Frankfurcie nad Menem. W wywiadzie dla rozgłośni Hessischer Rundfunk Weyer powiedział, że "gdyby ta część w kogoś trafiła, to zakończyłoby się to kalectwem, a może nawet śmiercią". Na szczęście nic nikomu się nie stało, ale rzecznik policji w Moguncji potwierdził, że samoloty rzeczywiście gubią różne części. Brzmi to niepokojąco i nic dziwnego, że partia Zielonych bliżej się tym zainteresowała i złożyła odpowiednie zapytanie w federalnym ministerstwie transportu. Ministerstwo odpowiedziało, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat na terenie Niemiec znaleziono przynajmniej 400 części zgubionych przez samoloty. Od małych śrubek i pokrywek na wzierniki w samolocie o wadze do 20 gram począwszy, a na dodatkowym zbiorniku paliwa o długości sześciu metrów skończywszy. W żadnym jednak wypadku utracone części nikogo poważnie nie zraniły. W tym okresie, to jest w latach 2008 - 2018, w 57 przypadkach zgubione nad Niemcami części utraciły samoloty pasażerskie, a w 351 przypadkach wojskowe. Tylko raz, w opisanym na wstępie znalezisku w przydomowym ogródku w Moguncji, utracona część spadła na osiedle mieszkaniowe. Posłanka do Bundestagu z ramienia Zielonych Tabea Rößner zwróciła uwagę na dużo mniejszą liczbę części utraconych przez samoloty cywilne w porównaniu z lotnictwem wojskowym. Jej zdaniem może to świadczyć o tym, że prawdziwa liczba takich przypadków jest wyższa i dlatego w wywiadzie dla Deutsche Welle wysunęła sugestię, że w lotnictwie pasażerskim kontrole techniczne przed lotem powinny być dużo surowsze i bardziej szczegółowe. Federalne Zrzeszenie Niemieckich Przewoźników Lotniczych (BDL) temu zaprzecza. Jak wyjaśnił rzecznik BDL Ivo Rzegotta "każdy typ samolotu używany w lotnictwie pasażerskim ma specjalny program obsługi technicznej służący utrzymaniu go w pełnej sprawności", który jest ściśle przestrzegany przez wszystkich jego użytkowników. Zapewnił przy tym, że "w ruchu lotniczym bezpieczeństwo ma najwyższy priorytet", a ujawnione przypadki zgubienia przez samoloty jakichś części nie mogą prowadzić do wniosku, że przeglądy techniczne maszyn przeprowadzane są niedbale i należy je poddać ściślejszej kontroli. Podobnej w duchu i treści odpowiedzi na zapytanie posłanki Zielonych udzielił Federalny Urząd Lotnictwa Cywilnego (LBA).
Jeżeli wszystko jest w porządku, to dlaczego z nieba spadają czasem różne części samolotów? Odpowiedź jest prosta. Jak wyjaśnia Janis Schmitt, rzecznik związku zawodowego pilotów Cockpit: "Nawet wtedy, kiedy wszyscy uczestnicy ruchu lotniczego ściśle przestrzegają przepisów i wielokrotnie kontrolują stan techniczny wszystkich części i urządzeń, to zawsze może dojść do jakiejś usterki. Nie musi być ona zawiniona przez człowieka. Wystarczy gradobicie lub zderzenie z ptakiem, żeby od samolotu odpadła jakaś część. Podobne skutki mogą przynieść także silne turbulencje. Wtedy także od maszyny mogą odpaść drobne części".
Pilot Janis Schmitt zwraca uwagę na liczbę lotów samolotów pasażerskich nad Niemcami w ciągu ostatniego dziesięciolecia i liczbę części utraconych przez nie w tym czasie. Z danych Federalnego Zrzeszenia Niemieckich Przewoźników Lotniczych wynika, że co roku wykonywanych jest przeszło trzy miliony lotów. Na tej podstawie można obliczyć, że prawdopodobieństwo, że jakaś część spadnie na nasze podwórko wynosi mniej więcej jeden do dziesięciu milionów. Innymi słowy "jest ono dużo mniejsze od tego, że zostaniemy porażeni przez piorun" - konkluduje Schmitt.
Bezpardonowa wojna cenowa między tanimi liniami lotniczymi także, jego zdaniem, nie odbywa się kosztem bezpieczeństwa lotów. "To prawda, że oszczędza się na wszystkim, aż nazbyt często także na personelu, ale każdy przewoźnik musi się stosować do tych samych przepisów", mówi Schmitt ze Stowarzyszenia Cockpit. Z drugiej strony przyznaje, że "byłoby pożądane", gdyby tanie linie lotnicze przeprowadzały dodatkowe i wymagające więcej nakładów prace przy swoich samolotach.
( Deutsche Welle)

Komentarze