Ryanair dołączył do sporu lotniskowego na linii PPL-Modlin- LOT

Spory lotniskowe na linii PPL-Modlin- LOT rozwijają się w brazylijski serial. W ostatni piątek dołączył się do niego Ryanair, jedyna linia, która korzysta regularnie z portu w Modlinie. Irlandzka linia znana jest z kontrowersyjnych wypowiedzi, a spory z lotniskami, samorządami, pasażerami i załogą, to jej specjalność. A Michael O'Leary, prezes linii, który twierdzi, że jego reputację trudno jest zepsuć nie ukrywa, że większość z tych awantur jest zamierzona. Bo — jego zdaniem— pokazuje, że naprawdę dba o niskie ceny biletów. Jednocześnie przy tym potrafi wypracować rekordowe zyski. Teraz Ryanair starł się z LOTem zapraszając polską linię do przeniesienia części rejsów na lotnisko w Modlinie, doskonale wiedząc, że u narodowego przewoźnika wywoła nie więcej, niż wzruszenie ramion. Chce jednak wyraźnie dyskusji na ten temat. Wcześniej O'Leary mówił „Rzeczpospolitej", że jest gotów zainwestować w modlińskie lotnisko, gdyby okazało się, że jest taka potrzeba. — Polski rząd nie jest głupi i widzi ile miejsc pracy stworzyliśmy w waszym kraju. Wierzę także w przyjaźń polsko-irlandzką- powiedział O'Leary. Nie jest to pierwszy spór irlandzkiej linii z LOTem. Kiedy ceny ropy naftowej, a wraz z nimi i paliwa lotniczego poszły ostro w górę linie lotnicze zaczęły stosować dopłaty paliwowe, które były doliczane do ceny biletu. Ryanair jako jeden z niewielu przewoźników europejskich tego nie zrobił. Opublikował wtedy w prasie rysunek przedstawiający złodzieja z workiem pieniędzy (dopłat). Złodziejem miał być LOT. Szefem komunikacji w narodowym przewoźniku był wówczas Leszek Chorzewski, obecny wiceprezes lotniska w Modlinie. Złośliwość Ryanaira bardzo go wówczas zdenerwowała. Postanowił więc zrobić Ryanairowi niespodziankę. LOT miał zasponsorować paradę św. Patryka w Dublinie. Pomysł jednak nie przeszedł w firmie i został utrącony w dziale marketingu, gdzie uznano go za drogi i ryzykowny. Ryanair rzeczywiście opłat paliwowych nie pobierał, rekompensując sobie wpływami: za bagaż (wtedy był płatny), pierwszeństwo wejścia na pokład, płatność kartą kredytową i wybór miejsca w samolocie. W tym ostatnim przypadku personel pokładowy odgradzał taśmą w samolocie fotele z przodu samolotu i kasował po 10 euro od wchodzących pasażerów, jeśli chcieli tam usiąść. Pracownicy nie przerywali pobierania opłat od stojących pasażerów nawet wówczas, gdy maszyna kołowała po płycie. Taśma była zdejmowana wówczas, gdy samolot był gotowy do startu. (rp.pl)

Komentarze