Wezwany do wypadku śmigłowiec LPR sam wymagał pomocy

Stacjonujący w Michałkowie śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego miał kolejną już w ostatnim czasie awarię. Został na kilka godzin uziemiony po tym, jak otrzymał wezwanie do wypadku pod Ostrzeszowem. Na miejsce wypadku (jak się później okazało - śmiertelnego) wezwano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego stacjonujący w Michałkowie. Maszyna wylądowała w pobliżu drogi, a załoga uczestniczyła w prowadzonej akcji ratunkowej. Kiedy okazało się, że transportu osoby poszkodowanej nie będzie ze względu na jej zgon śmigłowiec przygotował się do powrotu do bazy. Wtedy pojawiła się jednak usterka. Pilot zauważył czerwoną kontrolkę sygnalizującą awarię maszyny. - Usterki techniczne w śmigłowcach są rzeczą naturalną. Przecież samochód też ma prawo się zepsuć. Maszyna jest naszpikowana elektroniką, więc czasami taka sytuacja może wystąpić. Usterka została wykryta po wylądowaniu na miejscu wypadku, a przed startem powrotnym. Nie był więc zagrożenia dla załogi. Po ponownym włączeniu komputer zasygnalizował, że coś wymaga sprawdzenia – informuje Justyna Sochacka, rzecznik prasowy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, zaprzeczając pogłoskom, jakoby miało chodzić o wadę fabryczną. W celu usunięcia usterki pilot musiał wezwać mechanika z Poznania. Dopiero po jego dotarciu na miejsce i naprawie maszyna mogła ponownie wystartować. Zajęło to około 6 godzin. W tym czasie śmigłowiec pozostawał na miejscu wypadku i nie mógł być wykorzystywany do transportu. Do bazy powrócił rano następnego dnia. (dlapilota)

Komentarze