Nowy spór Ryanaira z pilotami

 
Piloci Ryanaira chcą założyć związek zawodowy. Zarząd linii nie zgadza się, by powstała jakakolwiek organizacja, która zrzeszałaby pracowników zatrudnionych w 86 bazach. Na razie chęć wstąpienia do tej organizacji wyrazili zatrudnieni w 60 bazach Ryanaira. Pierwsi oficerowie i kapitanowie Ryanaira chcieliby stworzyć niezależną organizację pod nazwą Europejska Rada Przedstawicieli Pracowniczych. Napisali już w tej sprawie pismo do zarządu przewoźnika – pisze Reuters. Pismo zostało wysłane również do Europejskiego Stowarzyszenia Pilotów, organizacji zrzeszającej pracowników kokpitów samolotowych. Podpisała je Imelda Comer, która jest pierwszym kapitanem w Ryanairze, który odważył się zwrócić bezpośrednio do znanego z negatywnego stosunku do jakichkolwiek związków prezesa linii Michaela O'Leary'ego. Prezes wcześniej wielokrotnie krytykował pilotów, wyśmiewając ich przemęczenie 18-godzinnym tygodniem pracy. W rzeczywistości piloci pracują znacznie dłużej, bo jako „czas pracy" liczy się wyłącznie okres od zamknięcia drzwi samolotu przed startem do ich otwarcia w porcie docelowym. O'Leary szybko jednak przyznał, że jego linia narobiła mnóstwo błędów w zatrudnianiu pracowników kokpitu, a próbując powstrzymać falę odejść, zaoferował im podwyżki i lepsze warunki. Od teraz kapitan w Ryanairze ma zarabiać 22 tys. euro miesięcznie, a pierwszy oficer połowę tej kwoty. Tak jak jest to w większości linii lotniczych, w Ryanairze piloci zatrudnieni są przez agencje, bądź zakładają własne firmy i nie mają etatów. Kwota jaką dostają ma pokryć ich wszystkie wydatki związane z pracą, jak chociażby koszty noclegów, gdy nie wracają do miejsca zamieszkania. Z tak podwyższonego wynagrodzenia mogą jednak skorzystać jedynie osoby, które podpiszą nowe umowy do końca tego miesiąca. Jeśli nie podpiszą, nie mają co liczyć na jakiekolwiek podwyżki. Jednocześnie linia po kilku tygodniach przeprosin i samokrytyki, wraca do dawnej retoryki. O Imeldzie Comer szef HR Ryanaira Eddie Wilson mówi, że i tak skończył się jej kontrakt i ma odejść z pracy z końcem października i że nie ma mowy o jakimkolwiek dialogu z organizacją związkową „jak nie nazywałaby się akurat w tym tygodniu". Linia utrzymuje również, że nie ma w tej chwili jakichkolwiek kłopotów z pilotami. W informacji przysłanej „Rzeczpospolitej" czytamy wypowiedź Raya Conwaya, szefa pilotów przewoźnika, który głosi propagandę sukcesu: "Ryanair co tydzień zatrudnia i szkoli najlepszych pilotów. Nasz zespół światowej klasy profesjonalistów stale się rozrasta, podobnie jak nasza flota. Panie i panowie latający w barwach Ryanaira to najlepsi z najlepszych. Nie zaskakuje zatem, że Ryanair przyciąga setki pilotów z innych linii lotniczych, którzy decydują się dołączyć do firmy z uwagi na wysokie zarobki, doskonałe warunki pracy, możliwość rozwoju zawodowego i nowe samoloty we flocie. Cieszę się mogąc dziś przywitać 45 nowych pilotów. W ciągu ostatnich 3 miesięcy zatrudniliśmy ich aż 255, a w całym 2017 r. - 867. W związku ze stałym wzrostem floty, siatki połączeń i liczby pasażerów już nie mogę się doczekać przywitania kolejnych pilotów". Irlandczycy mają zresztą wielkie szczęście, ponieważ akurat zbankrutował Air Berlin, a Lufthansa z powodu przepisów antymonopolowych nie może przejąć więcej, niż trzy tysiące z ośmiu tysięcy zatrudnionych w upadłej linii. Zbankrutował również Monarch, a piloci uciekają z włoskiej Alitalii, którą kredytami utrzymuje włoski rząd. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie z braku pilotów i zamieszania z ich urlopami Ryanair odwołał loty na 34 trasach tej zimy, w tym siedmiu z Polski. Źródło: rp.pl

Komentarze