Linie Qantas myślą o zmodernizowaniu swojej floty

Linie Qantas myślą nad rozszerzeniem swojej floty o Boeingi 737 MAX. Docelowo obsłużą one loty krajowe. Znajdujące się już w rodzinie australijskiego przewoźnika Dreamlinery będą z kolei przeznaczone do lotów międzynarodowych. Tym samym władze Qantas chcą zastąpić nową maszyną obecne samoloty Boeing 737-800 i Airbus A330, które jak dotąd obsługiwały trasy w Australii. Który z producentów wygra w wyścigu o przyszłego dostawcę? Mają to pokazać najbliższe lata – stwierdza Alan Joyce, prezes linii. Australian Business Traveler uważa, że ze względu na długoletnią współpracę z Qantas to Boeing jest murowanym zwycięzcą. Rosnący ruch lotniczy powoduje, że w kręgu zainteresowań Qantas pojawia się również nowy typ maszyny, Boeing 797. Miałby być on przeznaczony do lotów transkontynentalnych oraz do Azji. Sam Boeing nie dał jeszcze zielonego światła na to, czy w ogóle zamierza go budować. Decyzja w tej sprawie ma ponoć zapaść na początku 2018 roku, a pierwsze komercyjne loty modelu byłyby możliwe w 2025 r. – Na trasach takich jak Melbourne – Sydney dodaliśmy więcej rotacji boeingów 737, co rynek przyjął przychylnie. Ale mamy ponad 50 proc. slotów w Sydney i z czasem lotnisko osiągnie kres przepustowości. Według naszych prognoz stanie się to w 2023 r. Tak więc posiadanie większego samolotu, który obsłuży te trasy będzie kluczowe – dodał Joyce. Miesiąc temu australijska linia lotnicza pokazała swojego pierwszego Boeinga 787-9. Qantas zamówił łącznie 8 takich samolotów. Pierwsze cztery maszyny, napędzane nowoczesnymi jednostkami napędowymi General Electric GEnx, zostaną zbazowane w Melbourne, pozostałe będą stacjonować w Brisbane. Docelowo będą latać pomiędzy Melbourne i Perth do Londynu od marca 2018 roku. Narodowy australijski przewoźnik posiada też w swojej flocie Boeingi 777-x i Airbusy A350ULR. To nimi chce otworzyć najdłuższe połączenie na świecie, które planuje na 2022 rok. Bezpośrednie loty miałyby połączyć wschodnie wybrzeże Australii z Londynem, Paryżem, Nowym Jorkiem i Rio de Janeiro. Źródło: Rynek Lotniczy

Komentarze