Czy to koniec luksusu arabskich linii lotniczych?

Trzy linie arabskie – dubajskie Emirates, katarskie Qatar Airways i Etihad z Abu Zabi – wprowadziły do światowego transportu lotniczego nową jakość podróży i wszystkie trzy mają dzisiaj kłopoty. Za luksusy w powietrzu nawet w najniższych klasach i promocje cenowe wszystkie trzy linie zostały znienawidzone przez europejską i amerykańską konkurencję, która z jednej strony musiała podnieść jakość obsługi na własnych pokładach, a z drugiej najróżniejszymi sposobami starała się utrudnić życie Emirates, Qatarowi i Etihadowi. Każdej z tych linii zaszkodził wprowadzony przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię zakaz wnoszenia laptopów na pokłady samolotów odlatujących z ich wielkich centrów przesiadkowych, a także niskie ceny ropy naftowej. Etihadowi dodatkowo błędna polityka inwestycyjna w Europie. Emirates potknęły się na zbyt szybkiej ekspansji i założeniu, że na wszystkich połączeniach można zapełnić superjumbo Airbus A380. Największe kłopoty mają jednak Qatar Airways z powodu blokady transportowej tego kraju. I tak naprawdę jeszcze nie wiadomo, czy dyplomatyczna wojna, jaką wypowiedziały rządowi w Ad-Dausze Arabia Saudyjska, Egipt, Bahrajn, Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Malediwy, to próba powstrzymania fali terroryzmu, czy może jednak uderzenie w konkurencyjność najbardziej dzisiaj dynamicznie rozwijającego się kraju Bliskiego Wschodu, jakim jest Katar. Na początku czerwca podczas dorocznego szczytu Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych w meksykańskim Cancun dziennikarze szykowali się na rozmowy z prezesem Qatar Airways Akbarem al-Bakerem. To charyzmatyczny biznesmen, który zawsze ma coś kontrowersyjnego do powiedzenia, otwarcie mówiąc, co myśli. Tak miało być i teraz. W przeddzień rozpoczęcia tegorocznego WZA IATA chętnie fotografował się ze swoimi kolegami, z daleka jednak omijał szefów linii amerykańskich. Wszyscy pamiętaliśmy, jak rok temu w Atlancie superjumbo Qatar Airways został zablokowany przez maszynę amerykańskiej Delty. Był to rejs inauguracyjny, w terminalu wszystko było przygotowane, tymczasem katarska maszyna nie mogła podkołować do rękawa, bo samolot Delty podobno się popsuł i nie można go było ruszyć z miejsca. Prezes Delty wcześniej wyjątkowo agresywnie atakował arabskie linie. Rozwścieczony al-Baker nie szczędził wtedy ostrych, nawet nieparlamentarnych, słów. Teraz z Cancun wyleciał prywatnym odrzutowcem i nie porozmawiał z nikim. I potem przez tydzień od ogłoszenia blokady transportowej Kataru nie powiedział nic. Alexandre de Juniac, dyrektor generalny IATA, były prezes Air France KLM, linii, która ostro walczyła z arabską konkurencją, odmówił komentarzy. A jeden z europejskich prezesów z uśmiechem od ucha do ucha bardzo nieoficjalnie stwierdził: – Myślę, że nasi katarscy przyjaciele mają teraz duuuuży problem. Rzeczywiście mają. Qatar Airways odwołuje po 50 rejsów dziennie, 18 lotnisk jest zamkniętych dla tej linii. W samolotach, dotychczas pełnych, zrobiło się pustawo. Nie dotknęło to połączeń z Polską, na których samoloty są zapełnione w ok. 70 proc. Jednak dla przesiadających się w Ad-Dausze wydłużył się czas transferu, bo rejsy są opóźnione. Emirates i Etihad także ucierpiały z powodu katarskiego kryzysu. – Mogą tylko udawać, że wszystko jest normalnie, ale dostały tak samo jak my – uważa al-Baker, który wreszcie pokazał się w CNN. Jaki jest jego sposób na wyjście z kryzysu jego linii? – Dodamy nowe rejsy na tych kierunkach, na których możemy latać – mówił prezes QA. Emirates szybko wprowadził 15-proc. zniżki na bilety do i przez Dubaj. Ale prezes Tim Clark przyznaje, że linia ma problemy. – Nie ma co ukrywać, przeżywamy teraz wyjątkowo trudne chwile – mówił w Cancun. W tej chwili najbardziej niepokoi go poziom rezerwacji na lato. Czy w związku z tym Emirates wprowadzą jeszcze więcej promocji? Raczej nie. Linia będzie szukała pieniędzy, oferując nowe usługi za specjalną dopłatą. Ale Clark nie wyklucza odstawienia części floty. Tylko na lotach do USA z powodu zakazu wnoszenia laptopów Emirates musiały ograniczyć podaż miejsc o 20 proc. To oznacza wyłączenie z eksploatacji 13 A380 bądź B777. – Jeśli nie znajdę dla nich „pracy", trzeba je będzie uziemić – mówił szef Emirates. Tim Clark jest i tak w lepszej sytuacji niż prezes Etihadu James Hogan, który z powodu błędnej polityki inwestycyjnej stracił pracę. Linia z Abu Zabi chciała przyspieszyć swój rozwój i nie postawiła na rozwój organiczny, jak Qatar i Emirates, ale zdecydowała się na przejęcia, głównie w Europie. I poniosła dwie wielkie porażki. Air Berlin właśnie wystąpił o pomoc publiczną, a jego samoloty latają w należących do Lufthansy niskokosztowych Eurowings. Alitalia po raz kolejny stanęła na skraju bankructwa. Etihad nie dołoży do niej ani grosza po wpompowaniu w tego przewoźnika 2,2 mld euro. Dzisiejsze kłopoty nie są końcem ekspansji linii arabskich. Z kryzysu wyjdą, ale ich oferta już nie będzie taka sama. Na rynku nie ma próżni. Transport lotniczy ma się doskonale, tyle że mniejsza konkurencja zaowocuje wzrostem cen i spadkiem jakości, którą Emirates, Qatar i Etihad wymusiły na rynku. (rp.pl)

Komentarze