Rocznica katastrofy Ił-a 62 „Mikołaj Kopernik”

14 marca mija 37 lat od katastrofy samolotu Ił-62 Polskich Linii Lotniczych LOT (SP-LAA) „Mikołaj Kopernik". W wypadku, do którego doszło na fortach przy warszawskim lotnisku kilkanaście minut po godzinie 11-tej w piątek 14 marca 1980 roku, zginęło 77 pasażerów i 10 członków załogi. - LOT starał się uzyskać od producenta radzieckiego Iły-62, żeby móc latać do Ameryki – wspomina kapitan PLL LOT, Marian Nowotnik. W latach 60-tych największą maszyną we flocie polskiego przewoźnika był Ił-18, samoloty tego typu latały na dalekich trasach, takich jak Warszawa – Moskwa, czy Warszawa – Madryt. Te turbośmigłowce były lubiane przez załogi, jednak nie pozwalały na obsługę tras międzykontynentalnych. Pierwszym Iłem-62 odebranym 16 marca 1972 roku przez PLL LOT była maszyna z numerami rejestracyjnymi SP-LAA, której nadano imię Mikołaja Kopernika. Kapitan Tomasz Smolicz wylądował w Nowym Jorku maszyną z numerami SP-LAA po południu 13 marca 1980 roku. Następnie "Kopernik" przeszedł krótki, rutynowy przegląd techniczny, zatankował paliwo, by po kilku godzinach być gotowym do lotu powrotnego do Warszawy, ale już z inną załogą pod dowództwem kapitana Pawła Lipowczana. 47-letni Lipowczan pracował w PLL LOT od piętnastu lat, w powietrzu spędził 8770 godzin, z czego połowę za sterami Iłów-62. 

O godzinie 11:13 kontroler na wieży wydał polecenie przejścia z wysokości 250 na 650 metrów. Samolot musi nabrać prędkości, by się wznieść, więc na rozkaz kapitana Lipowczana mechanik pokładowy Jan Łubniewski zwiększył obroty czterech silników Kuźniecow NK-8-4 do pełnej mocy startowej. Obsługa wieży czekała na mającego lecieć z północnego zachodu „Kopernika", by ocenić sytuację z podwoziem, lecz ich oczom ukazał zupełnie inny widok. - Słup dymu i ognia w kształcie grzyba, który utrzymywał się przez ułamki sekund. Później widziałam tylko kawałki samolotu wirujące w powietrzu - wspomina kontroler ruchu lotniczego, Agata Czachorowska-Grabny. O godzinie 11:14:45 „Kopernik" rozbił się 950 metrów przed progiem pasa 15, prawie pół minuty po zwiększeniu mocy silników. Po ścięciu drzewa i kępy krzaków prawym skrzydłem samolot zarył nosem pod kątem 13 stopni w zamarzniętą fosę okalającą wojskowe forty na Okęciu, a odłamujące się stopniowo od kadłuba fragmenty rykoszetem odbijały się od lodu i uderzały w przeciwległy wał fosy, niektóre z nich pokonały odległość nawet dwustu metrów i upadły na terenie fortów. Ogień było widać tylko przez kilka sekund. 

Samolot nie zapalił się – w zbiornikach nie było już dostatecznie dużo paliwa. „Kopernik" spalił prawie całe paliwo w trasie z Nowego Jorku i został mu tylko zapas nawigacyjny, czyli taka ilość paliwa, która starcza na ewentualne krążenie nad lotniskiem w oczekiwaniu na kolej do lądowania, odlot na lotnisko zapasowe, czy zjechanie z pasa startowego po wylądowaniu i samodzielne podkołowanie pod terminal, czy na parking. Źródło: Źródło: Piotr Karwiński/dlapilota

Komentarze