Przegląd prasy: Lotnisko – biznes lepszy niż latanie

Jeszcze dwa lata temu upadek PLL LOT mógł doprowadzić do bankructwa lotniska na Okęciu. Teraz i LOT, i port lotniczy mają się coraz lepiej. Jak Michałowi Kaczmarzykowi udało się wyprowadzić lotniskową firmę na prostą? Kiedy kupujesz bilet, a potem wjeżdżasz na teren lotniska, zaczynasz płacić nie tylko linii lotniczej, ale i zarządcy portu. Korporacje taksówkowe, zarządcy parkingów, sklepy, firmy obsługi lotniskowej i wreszcie same linie lotnicze – wszyscy odprowadzają stosowne opłaty, a porty nieźle na tym wychodzą. Im większy ruch na lotnisku, tym więcej może ono zarobić. Chyba że koszty zjadają przychody, a tak było jeszcze przed dwoma laty na warszawskim Okęciu. – Gdyby wówczas zbankrutował LOT, z którego lotnisko im. Chopina miało 45 procent przychodów, port lotniczy musiałby zbankrutować razem z narodowym przewoźnikiemmówi Michał Kaczmarzyk, dyrektor naczelny Polskich Portów Lotniczych. 
Co prawda PPL, jedno z dwóch ostatnich przedsiębiorstw państwowych (obok PŻM), mógłby liczyć na dofinansowanie z budżetu państwa, jednak ówczesna minister infrastruktury, Elżbieta Bieńkowska, wolała takiej sytuacji uniknąć. Po burzliwych naradach posłała w lutym 2014 roku Kaczmarzyka, wówczas prezesa firmy usług lotniskowych, by przygotował PPL na niepowodzenie restrukturyzacji LOT. Dziś już PPL byłby w stanie przetrwać załamanie ruchu przez port na Okęciu. Kaczmarzyk wypowiedział układ zbiorowy pracy, redukując przywileje, ściął zatrudnienie z 2200 do 1400 osób, ograniczając głównie administrację (o 500 osób). W dwa lata zwiększył zysk netto z 58 do 126 mln złotych. – Nie ma zagrożenia dla PPL, nawet gdyby drastycznie spadł ruch przez Okęcie – wyjaśnia dyrektor. – Przychody by zmalały, ale zeszliśmy z kosztami stałymi do poziomu 60 procent, co daje nam poduszkę bezpieczeństwa na wypadek złego scenariusza. 
Szef PPL przewiduje raczej scenariusz odwrotny, czyli szybki wzrost przychodów. Oddany w maju nowy terminal odlotów jest gotów na zwiększony ruch. Kaczmarzyk porządkuje cennik i akcjami marketingowymi kusi przewoźników, by coraz częściej i w różnych kierunkach latali z Okęcia. Liczy, że w ciągu 10–15 lat liczba pasażerów zwiększy się z obecnych 11 mln do 25 milionów. Już się martwi, że przez Warszawę może chcieć latać ich więcej. Sam LOT planuje podwojenie floty i liczby pasażerów w ciągu pięciu lat. – Filarem naszej strategii jest operowanie na lotach długodystansowych z lotniska Chopina. Nasz warszawski hub przesiadkowy jest doskonale zlokalizowany, efektywny i największy w tej części Europy – chwali lotnisko Sebastian Mikosz, prezes PLL LOT. – Wspólnie z lotniskiem Chopina mamy potencjał skonsolidowania rynków Nowej Europy i stworzenia dla 175 milionów coraz częściej latających osób wiodącego portu przesiadkowego na połączenia międzykontynentalne. Więcej na Forbes.pl

Komentarze