Akcje
Grupy Airbusa staniały na giełdzie w Paryżu po katastrofie wojskowego A400M,
ale producent tych samolotów zapowiedział kontynuowanie próbnych lotów.
Akcje Airbusa
straciły na początku sesji w Paryżu nawet 4,5 proc. niwelując korzyści z
poprzedniego tygodnia (później spadek ten zmalał), bo zdaniem analityków,
katastrofa A400M wywołała nowe zaniepokojenie o terminy dostaw i długofalowy
eksport tych maszyn.
Prezes Tom
Enders potwierdził jednak zaangażowanie grupy w ten program i złożył hołd 4
pracownikom, którzy zginęli. W liście do załogi poinformował, że próbne loty
zostaną wznowione zgodnie z planem we wtorek "dla zademonstrowania naszym
klientom, lotnictwu wojskowemu, że w pełni wierzymy w ten wspaniały samolot
transportowy i zamierzamy kontynuować ten program i nadal zwiększać tempo jego
dostaw i osiągi".
Samolot A400M
opracowano kosztem 20 mld euro, aby europejskie kraje NATO miały niezależny
dostęp do środka transportu ciężkiego sprzętu wojskowego i do operacji humanitarnych.
Po ponad 3 latach opóźnień i przekroczeniu budżetu o kilka miliardów przez
Airbusa rządy europejskie dały mu w 2010 r. nowe pieniądze. W 2014 r. doszło
znowu do opóźnień i problemów technicznych, w Airbus Military zmieniono
kierownictwo.
W lutym Airbus
odpisał 551 mln euro na nowe opóźnienia, w sumie program kosztował o 4,75 mld
euro więcej. Firma maklerska Berenberg z Hamburga stwierdziła, że grupa ta nie
może pozwolić sobie na dalsze opóźnienia dostaw. "W dłuższej perspektywie
ta katastrofa niemal z pewnością zaszkodzi zdolności sprzedaży A400M na rynkach
eksportowych, a to jest jedyny sposób zapewnienia jakichkolwiek pieniędzy przez
ten program" - stwierdza nota.
Samolot jest
napędzany 4 silnikami turbośmigłowymi, największymi na Zachodzie, produkowanymi
przez Rolls-Royce, Safran, MTU Aero Engines i Industria de Turbo Propulsores.
Akcje tych spółek nie ucierpiały. Źródło: ekonomia.rp.pl
Komentarze
Prześlij komentarz