Amerykańskie linie lotnicze będą sprawdzać bezpieczeństwo bezprzewodowych sieci wi-fi na pokładach swoich samolotów i
donosić władzom o podejrzanych operacjach wykonywanych przez pasażerów.
Wszystko za sprawą – z pozoru niewinnego – wpisu amerykańskiego eksperta od
cyberbezpieczeństwa. Chris Roberts, założyciel firmy One World Lab w Denver,
podczas przelotu liniami United Airlines umieścił na Twitterze wpis sugerujący,
że byłby w stanie włamać się do systemu komputerowego samolotu i wydać komendę
uwalniającą pokładowe maski tlenowe. W przypadku tego żartu przewoźnik wykazał
się brakiem poczuciem humoru. Kiedy samolot z ekspertem wylądował na lotnisku w
Syracuse w stanie Nowy Jork, oczekiwali na niego agenci rządowi, którzy
skonfiskowali jego urządzenia elektroniczne. Linie United dożywotnio zakazały
mu wstępu na pokłady swoich samolotów. Przewoźnicy zapewniają, że ryzyko włamania się do
samolotowych systemów pokładowych za pośrednictwem wi-fi jest praktycznie
zerowe. Eksperci od cyberbezpieczeństwa twierdzą jednak, że nie jest to niemożliwe.
Zaledwie dzień przed lotem Robertsa rządowy Government Accountability Office
ostrzegł, że udostępnianie usług internetowych na pokładach samolotu stworzyło
hakerom nowe możliwości włamania się do samolotowych systemów pokładowych. GAO
zalecił koordynację działań rządowych agencji w celu dokładnego zbadania
potencjalnych zagrożeń. FBI Transportation Security Administration poprosiły
linie lotnicze o dokładne śledzenie jakiejkolwiek "podejrzanej
aktywności" na pokładach.
Na raport zareagowali także producenci samolotów
Boeing Co. i Airbus, twierdząc, że włamanie hakerów za pośrednictwem wi-fi jest
niemożliwe. W podobnym tonie wypowiedziała się także spółka Global Eagle
Entertainment, zapewniająca usługi wi-fi na pokładach samolotów 150 linii
lotniczych na całym świecie, przypominając, że systemy pokładowe oraz
pasażerski wi-fi korzystają z zupełnie innych routerów.
Źródło: ekonomia.rp.pl
Komentarze
Prześlij komentarz