Nasz
narodowy przewoźnik wylatuje na finansową prostą. Jego głównym zmartwieniem
wciąż pozostaje restrukturyzacja nadzorowana przez Komisję Europejską. Musi
zdecydować, skąd i gdzie chce latać, a przede wszystkim z jakim pasażerem.
Rok
temu pasażerowie planujący wakacje na poważnie się zastanawiali, czy
rezerwowanie biletu u polskiego narodowego przewoźnika ma sens. Stan finansów
LOT-u był wówczas opłakany. Strata netto za rok 2012 wyniosła aż 400 mln zł, co
wynikało m.in. z księgowej aktualizacji wyceny majątku. W mediach co jakiś czas
można było przeczytać, że linii grozi bankructwo. Jednak firma w grudniu 2012
r. dostała 400 mln zł pomocy publicznej od rządu i obietnicę kolejnych 381 mln
zł.
W
2013 r. linia wypracowała zysk netto na poziomie 26 mln zł. Skąd taka finansowa
wańka-wstańka? Prezesa Mikosza bardziej cieszy poprawa wyniku na działalności
podstawowej, czyli na lataniu. W 2012 r. strata z tego tytułu sięgnęła 146 mln
zł, w zeszłym roku już tylko 4 mln zł. LOT neguje przy tym pojawiające się
zarzuty niektórych ekspertów czy mediów o "kreatywną księgowość". I
podaje, że poprawę wyniku zawdzięcza m.in. dreamlinerom (aż o 95 mln zł), które
pozwoliły na zaoferowanie klientom prawdziwej klasy biznesowej,
restrukturyzacji w firmie np. mniejszym kosztom zatrudnienia czy korzystnym
cenom paliwa. A jako koronny dowód na poprawę kondycji firmy podaje, że według
planu LOT miał dostać drugą część pomocy publicznej w sierpniu zeszłego roku,
ale do tej pory bez niej się obywa.
Dobre
wyniki są dziś LOT-owi bardzo potrzebne, bo jego restrukturyzacji uważnie
przygląda się Komisja Europejska. Bruksela w najbliższych miesiącach ma
rozstrzygnąć, czy udzielenie pomocy publicznej dla LOT-u było zgodne z prawem.
Źródło: gazeta.pl
Komentarze
Prześlij komentarz