Lotnisko Gdynia-Kosakowo musi oddać publiczne pieniądze



Komisja Europejska nakazała Polsce odzyskanie od portu lotniczego Gdynia-Kosakowo nienależnie wypłaconej pomocy państwa. Chodzi o 21,8 mln euro, w przeliczeniu 91,7 mln złotych. Nie pomogła akcja lobbingowa prezydenta miasta, Wojciecha Szczurka ani zarządu portu lotniczego. Bruksela uznała, że środki publiczne przekazane przez gminy Gdynia i Kosakowo przyznają portowi lotniczemu nienależną przewagę konkurencyjną, nad lotniskiem w Gdańsku. Analitycy rynku lotniczego uważają, że gdyńska inwestycja miałaby sens, gdyby nie konkurowała z portem w Rębiechowie i miała z nim wspólny zarząd. - Zasady pomocy państwowej nie zezwalają państwom członkowskim na przyznanie pomocy w celu powielenia infrastruktury portów lotniczych, jeśli popyt na nią jest niewystarczający, jako że prowadziłoby to do zakłóceń konkurencji między portami lotniczymi i marnotrawienia pieniędzy podatnika. Aby przywrócić sytuację, która panowała na rynku przed udzieleniem pomocy, port lotniczy Gdynia-Kosakowo ma zwrócić nienależnie wypłacone środki w kwocie 21,8 mln euro (91,7 mln złotych). Ułatwi to złagodzenie zakłóceń konkurencji spowodowanych przez pomoc państwa — czytamy w oświadczeniu KE. Bruksela została poinformowana przez polskie władze w 2012 roku o dokapitalizowaniu przez lokalne władze Gdyni i Kossakowa firmy odpowiedzialnej za budowę i obsługę portu lotniczego Gdynia-Kossakowo. Na budowę wydano nieco ponad 90 mln złotych, na jej ukończenie potrzeba było jeszcze ok. miliona. Tyle właśnie znajduje się dzisiaj w kasie zarządu portu. Nowe lotnisko miało powstać na bazie istniejącego portu wojskowego, którego wojsko nie będzie już eksploatować. Władze miasta i zarząd widziały możliwość przyjmowania na nim lotów czarterowych, maszyn prywatnych oraz linii niskokosztowych. Źródło: ekonomia.rp.pl

Komentarze