Szybowcowy
mistrz świata Sebastian Kawa, który w Nepalu planował podjąć pierwszą w
historii próbę przelotu nad najwyższym szczytem świata Mount Everestem, nie
zdążył na czas załatwić wszystkich formalności. Przed wyjazdem w połowie
listopada do Indii pilot otrzymał zapewnienie, że ma oficjalną zgodę na loty w
Himalajach. Procedury administracyjne okazały się jednak zbyt skomplikowane. "Nie
udało się nam na czas pokonać wszystkich +Himalajów biurokracji+. Nikt z nas
nie spodziewać się, że będzie to tak trudne. Straciliśmy ponad sześć tygodni na
wędrówkę po niemal wszystkich gabinetach ministerialnych, aby uzyskać zgodę na
przejęcie z kontenera w porcie w Kalkucie naszego szybowca. Indolencja, brak
kompetencji, mnożenie dokumentów, niewyobrażalny bałagan - z tym mieliśmy
codziennie do czynienia" - poinformował PAP Tomasz Kawa, ojciec
szybownika, który na miejscu koordynuje przebieg akcji. Sebastian Kawa miał
latać w Himalajach na szybowcu Schleicher ASH-25, jedynym tego typu w Polsce.
To szybowiec dwumiejscowy o bardzo dużej rozpiętości skrzydeł, wynoszącej
prawie 25 metrów.
Egzemplarz, który dotarł drogą morską do Kalkuty został wyposażony dodatkowo w
silnik, który miał być używany wyłącznie podczas startu, aby nie było
konieczności wynajmowania na miejscu samolotu holującego. "Dopiero trzy
dni temu samochód z szybowcem wyjechał z Kalkuty. Do granicy z Nepalem jest 700 km, a potem jeszcze
około 300 km
przez górzysty kraj. Mamy informację, że konwój na granicy będzie najwcześniej
w poniedziałek wieczorem. Jeżeli nie będzie kolejnych niespodzianek, na
lotnisko w Pokharze szybowiec dotrze w środę. Ale już się skończył okres
korzystnej pogody, będzie dobrze, jeżeli pozostałe trzy, cztery dni przed
naszym powrotem do kraju pozwolą na dokonanie lotów w rejonie Annapurny" -
dodał ojciec szybownika. Nie oznacza to jednak rezygnacji w realizacji projektu
lotów i rozpoznania warunków w Himalajach. Jednym z zadań Kawy, obok przelotu
nad najwyższą górą świata, jest ocena możliwości założenia w Nepalu
wysokogórskiego centrum szybowcowego. "Szybowiec zostanie na lotnisku w
Pokharze, my lecimy do kraju, ale planujemy wrócić tutaj na przełomie lutego i
marca. Może wtedy uda się projekt zrealizować bez biurokratycznych
perturbacji" - zakończył Tomasz Kawa. (PAP)
Komentarze
Prześlij komentarz