Chińczycy kupią 200 samolotów B737 Max



Boeing zapewnił sobie sprzedaż kilku chińskim klientom ok. 200 samolotów B737 Max, najnowszą wersję swego szlagierowego modelu. Umowy o wartości 20,7 mld dolarów w cenach katalogowych czekają teraz na zatwierdzenie przez rząd w Pekinie, co jest zwykłą praktyką w kupowaniu samolotów. Dopiero wtedy będzie można ujawnić nazwy klientów. Dla koncernu to ważna wiadomość, bo są to pierwsze zamówienia tych samolotów z Chin, najszybciej rosnącego rynku lotniczego na świecie. O kontrakty starają się tam również Europejczycy produkujący samoloty z rodziny A320. Obie firmy, Airbus i Boeing przewidują, że Chiny prześcigną w ciągu 20 lat USA i staną się największym światowym rynkiem. Nieoficjalnie wiadomo, że chęć kupna nowych wąskokadłubowych maszyn wyrazili różni klienci za pośrednictwem urzędu zamówień publicznych, holdingu China Aviation Supplies, a także firmy leasingowe związane z chińskimi bankami. Linie lotnicze Air China, China Eastern Airlines i China Southern Airlines używają obecnie starszych wersji B737. Wyrażenie chęci kupna samolotów w oczekiwaniu na zgodę rządu centralnego pozwala liniom lotniczym zarezerwować sobie wcześniejsze terminy dostaw B737 Max, których łącznie zamówiono dotąd 1567. B737 Max jest unowocześnioną wersją B737, z nowymi silnikami Leap spółki CFM  Int'l ąamerykańskiej General Electric Aviation i francuskiej Snecma. Wprowadzone nowe rozwiązania pozwalają na zmniejszenie zużycia paliwa przez ten samolot. Konkuruje on z A320neo, maszyną z nowymi oszczędniejszymi silnikami. Airbus uzyskał w Chinach zamówienia na 100 takich samolotów, w tym 60 od Air China i 20 od ICBC Leasing. Boeing ocenił w sierpniu, że w Chinach jest używane 1650 samolotów wąskokadłubowych na trasach krajowych i w regionie. Chiny zamówiły 700 dalszych, a w ciągu najbliższych 20 lat odbiorą 3900 sztuk. Chińskie przedsiębiorstwo COMAC pracuje nad własnym samolotem C19, który miałby konkurować z A320 i B737. Jego pierwszy lot odroczono do 2015 r., a dostawy powinny zacząć się kilka lat później. Źródło: ekonomia.rp.pl

Komentarze