Wydobycie Cessny 150 z podmokłych terenów dzielnicy Wawer


1 marca 2024 r. na podmokłych terenach dzielnicy Wawer w Warszawie lądowała awaryjne Cessna 150 (D-EKIQ). W wyniku tego manewru samolot kapotował, a niegroźnych zadrapań i potłuczeń doznali pilot i pasażerka, którzy zostali odtransportowani śmigłowcem do szpitala MSWiA. Po ponad miesiącu od zdarzenia, statek powietrzny wciąż znajduje się w tym samym miejscu, niszczejąc i stając się lokalną atrakcja turystyczną. Fakt ten niesie ze sobą konsekwencje, zarówno w kwestii uzyskania ubezpieczenia statku powietrznego, jak również postępującej degradacji samej konstrukcji. O oświadczenie w tej sprawie poprosiliśmy Ewę Sachajko, właścicielkę ośrodka szkoleniowego Evair, do którego należał samolot.1 marca 2024 r. w Warszawie w dzielnicy Wawer ląduje awaryjne Cessna 150 (D-EKIQ), niegroźnych zadrapań i potłuczeń doznaje pilot i pasażerka, zostają odtransportowani śmigłowcem do szpitala MSWiA i tego samego dnia wychodzą do domu. Wcześniej przez dwie godziny tym samym samolotem latałam Ja z uczniem i nie zauważyłam nic podejrzanego. Pilot pobrał sprawny samolot i ruszył w trasę. Tego dnia panowały warunki oblodzeniowe, w takiej sytuacji w tym typie samolotu należy używać podgrzewu gaźnika co pilot wiedział, jednak jak później zeznawał uruchomił tę funkcję tylko "do połowy". Czego konsekwencją była nierówna pracą silnika (zawężenie dopływu powietrza). Pilot wg własnej oceny stwierdził problemy z silnikiem i ze względu na zbliżającą się gęstą zabudowę zdecydowałby awaryjnie lądować w najbezpieczniejszym dostępnym miejscu. Samolot po dotknięciu ziemi ze względu na bagnistą nawierzchnię kapotował i w takim stanie leży do dziś (5 kwietnia). Nie jest w żaden sposób zabezpieczony, a jego ochrona sprowadziła się do patrolu policji zaparkowanego przez parę dni ok 350 m od obiektu, poza jego widocznością. Po paru dniach "pilnowania" zaniechano. Kilkukrotnie próbowałam ustalić telefonicznie na Policji jakie procedury będą wykonywane by wyciągnąć samolot. Pierwszą informacje jaką otrzymałam to że mam samolot wydobyć na własny koszt. Zabrałam się zatem za możliwe szybkie organizowanie transportu. W tym czasie z leżącego wraku przedstawiciel PKBWL wymontował urządzenie nawigacyjne Garmin i wyłączył ręcznie nadawany wciąż sygnał ratunkowy. PKBWL z urzędu podjęła czynności badania wypadku, na chwilę obecną wydała wstępną opinię. Oględziny samolotu w bagnisku podjęła również Prokuratura Warszawa Praga południe, do wraku dostali się samochodem SHERP Państwowej Straży pożarnej. 
 

Jak widać na zdjęciach w Internecie i potwierdziła to telefonicznie pani Prokurator, ze względu na podmokły teren musiała ona jak i strażacy chodzić po skrzydłach samolotu co spowodowało ich uszkodzenie poprzez wgniecenia i złamania i wyciek paliwa ze zbiorników. Z miski olejowej z powodu pozycji silnika wysączył się również olej. Co najbardziej bulwersujące to fakt, że z Policji ani też później z Prokuratury nie otrzymałam żadnego oficjalnego pisma czy też postanowienia. O toczącej się sprawie w Prokuraturze dowiedziałam się z mediów (artykuł TVN 24). Próbowałam coś ustalić telefonicznie z komendą policji, ale ta zasłaniała się niewiedzą. Gdy sprawę przejęła Prokuratura także telefonicznie, a potem mailowo próbowałam ustalić dalsze czynności. Prokurator jedynie telefonicznie poinformował mnie, że chce zdemontować silnik i oddać go do badania przez biegłego do Grudziądza . Straż pożarna odmówiła wydobycia samolotu, ze względu na brak możliwości technicznych, prokuratur powziął decyzję o wydobyciu uszkodzonego samolotu za pomocą policyjnego śmigłowca Black Hawk jednak by to uczynić potrzebna jest zgoda prokuratura generalnego. W ponownej rozmowie telefonicznej prokurator poprosił o podpowiedź jaki ze swojej strony mam pomysł na wyciągnięcie samolotu. Przekazała, że można go wydostać albo koparką na gąsienicach albo, specjalistycznym prywatnym śmigłowcem, do którego mam dostęp. Kwota tej operacji jednak przerosła możliwości Prokuratury. Wobec przeciągającego się postępowania, nacisków Ubezpieczyciela, (w tych warunkach następuje dalsza degradacja samolotu) zaproponowałam, że wynajmę śmigłowiec na własny koszt. Prokuratura nie odniosła się do tego jak i to pism które do niej wystosowaliśmy jako firma i właściciel sprzętu. W międzyczasie zaczęły do nas docierać sygnały zarówno telefonicznie jak i z internetu, że różne grupy pieszo lub samochodami terenowymi docierają do niezabezpieczonego samolotu. W planach jedna z grup offroad’owych ma zamiar w połowie kwietnia "pobawić" się tym "wrakiem", gdyż w świadomości społecznej ten samolot funkcjonuje jako mienie porzucone, ze względu ani na brak nadzoru i zabezpieczenia choćby taśmą informacyjną policji. Stąd też liczne prośby telefoniczne od ludzi, że "zabiorą go sobie do ogródka". Trwa okres wypalania traw, mamy tylko nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł by podpalić trawę na bagniskach. Dnia 3 kwietnia po kolejnym sygnale, że szykuje się "impreza" przy samolocie udałam się osobiście na miejsce zdarzenia, dostałam się bezpiecznie jedynie w kaloszach do samolotu. Na miejscu zauważyłam brak kluczyków w stacyjce (pilot oczywiście zgłosił służbą, że kluczyki zostawił we wraku – wszystko wskazuje na to, że nie zostały przez nie zabezpieczone). Rodzi to uzasadnione obawy, iż postronne osoby mogły próbować "odpalić" silnik i doprowadzić do dalszych uszkodzeń a nawet niebezpieczeństwa wybuchu(!), gdyż samolot leży w kałuży paliwa i jego resztki są w drugim zbiorniku. Oczywistym też jest, że nawet jedna próba uruchomienia silnika lotniczego w tej pozycji natychmiast uszkadza jego strukturę.Pozostaje zatem pytanie o zasadność wszystkich czynności prokuratorskich, których konsekwencjami są jedynie: uniemożliwienie wydobycia wraku przez właściciela i jego niezabezpieczenie tym samym sprowadzenie bezpośredniego zagrożenia dla ludzi postronnych. Samolot ponad miesiąc leży w wodzie, straty pieniężne właściciela rosną każdego dnia. Nie tylko przez blokowanie dochodzenia odszkodowawczego, ale też poprzez działania osób postronnych i swoisty „areszt sprzętu”. Po kolejnej interwencji 3 kwietnia, prokurator po miesiącu zwodzenia wydaje pierwsze oficjalne zarządzenie o zajęciu samolotu, utrzymując w fałszywym przeświadczeniu, że samolot był zajęty pod "opieką" Policji i Prokuratury od dnia wypadku. Wspomnę, że moje oficjalne pisma i prośby są do tej pory są ignorowane i pozostają bez odpowiedzi. Dodatkowo ponoszę ogromne straty finansowe, gdyż: - nie mogę odzyskać odszkodowania z Ubezpieczenia, - utraciłam jedno z narzędzi do zarobkowania, - nie mogę odzyskać swojej własności, która ulega dalszej degradacji - nie ma ustalono nawet przybliżonego terminu jakiegokolwiek działania bym mogła planować jakieś kroki Właścicielka szkoły lotniczej, oraz samolotu. Źródło artykułu Evair

Komentarze