Branża lotnicza w USA boryka się z brakiem pilotów i stewardes


Po ubiegłorocznych cięciach zatrudnienia z powodu koronawirusa amerykańscy przewoźnicy lotniczy borykają się teraz z brakiem pilotów, stewardes, czy personelu obsługującego pasażerów na lotniskach.Kilka dni temu padł w USA rekord dobowej liczby pasażerów samolotów, w okresie po ubiegłorocznym wstrzymaniu przewozów w następstwie pandemii koronawirusa. Tymczasem obecnie branża boryka się z brakiem pilotów, stewardes i agentów obsługi klienta.Krytycy twierdzą, że kryzys kadrowy jest dziełem samej branży lotniczej, ponieważ głębokie cięcia zatrudnienia w zeszłym roku teraz odbijają się na przewoźnikach. Co więcej analitycy uważają, że linie nie zrobiły wszystkiego co mogły, aby zachować większy poziom zatrudnienia. Pomimo 54 mld dol. z funduszy rządowych zatrudnienie było mocno zmniejszane. Przed takimi zarzutami bronią się sami przewoźnicy. Na przykład Delta Air Lines twierdzi, że nikogo nie zwalniał. Tyle, że to nie cała prawda. Firma zanotowała bowiem w zeszłym roku około 18 000 odejść pracowników. Zachęcała ich bowiem do przejścia na emeryturę lub promowała dobrowolne zrezygnowanie z pracy. Teraz to odbija się na finansach firm. Ponieważ w USA brakuje chętnych pracowników, a firmy gorączkowo o nich walczą, przewoźnicy są zmuszeni wydawać więcej, aby przyciągnąć nowych. Efektem są rosnące koszty wynagrodzeń. Linie Southwest Airlines wyliczają, że te koszty, prezentowane jako procent przychodów, wzrosły w tym roku o 14 punktów proc. w porównaniu z 2019 r. Podobne wzrosty kosztów wynagrodzeń odnotowano u innych przewoźników, w tym United i American.Specjaliści twierdzą, że w branży „na już” brakuje minimum 20 tys. pracowników. (wnp.pl)

Komentarze