41 rocznica katastrofy Ił-a 62 „Mikołaj Kopernik”


14 marca mija 41 lat od katastrofy samolotu Ił-62 Polskich Linii Lotniczych LOT (SP-LAA) „Mikołaj Kopernik". W wypadku, do którego doszło na fortach przy warszawskim lotnisku kilkanaście minut po godzinie 11-tej w piątek 14 marca 1980 roku, zginęło 77 pasażerów i 10 członków załogi. - LOT starał się uzyskać od producenta radzieckiego Iły-62, żeby móc latać do Ameryki – wspomina kapitan PLL LOT, Marian Nowotnik. W latach 60-tych największą maszyną we flocie polskiego przewoźnika był Ił-18, samoloty tego typu latały na dalekich trasach, takich jak Warszawa – Moskwa, czy Warszawa – Madryt. Te turbośmigłowce były lubiane przez załogi, jednak nie pozwalały na obsługę tras międzykontynentalnych. Pierwszym Iłem-62 odebranym 16 marca 1972 roku przez PLL LOT była maszyna z numerami rejestracyjnymi SP-LAA, której nadano imię Mikołaja Kopernika. – Wraz z zakupem tych samolotów otworzyły się olbrzymie możliwości dla LOT-u -opowiada kapitan PLL LOT, Zbigniew Kwiatek. - LOT z takiego przedsiębiorstwa zaściankowego po prostu wyszedł w szeroki świat. Przedtem samoloty LOT-u latały tylko po Europie.Kapitan Tomasz Smolicz wylądował w Nowym Jorku maszyną z numerami SP-LAA po południu 13 marca 1980 roku. Następnie "Kopernik" przeszedł krótki, rutynowy przegląd techniczny, zatankował paliwo, by po kilku godzinach być gotowym do lotu powrotnego do Warszawy, ale już z inną załogą pod dowództwem kapitana Pawła Lipowczana. 47-letni Lipowczan pracował w PLL LOT od piętnastu lat, w powietrzu spędził 8770 godzin, z czego połowę za sterami Iłów-62. Był to bardzo dużej klasy pilot, wcześniej skoczek doświadczalny, wcześniej pilot w Aeroklubie Warszawskim. Był jednym z elity pilotów w Polskich Liniach Lotniczych LOT - wspomina Karol Kłosiewicz, mechanik pokładowy. - To był bardzo dobry pilot, rozsądny, spokojny, opanowany -dodaje kapitan Smolicz. Drugi pilot „Kopernika" Tadeusz Łochocki w PLL LOT pracował o rok krócej, na Iłach-62 wylatał ponad 1800 godzin, razem z pilotami w kabinie siedzą mechanik pokładowy Jan Łubniewski, radiotelegrafista Stefan Wąsiewicz i nawigator Konstanty Chorzewski. 77 pasażerami na pokładzie opiekują się Alicja Duryasz – szefowa personelu pokładowego i cztery stewardesy: Alicja Mormol-Dudlej, Elżbieta Grabowska, Krystyna Krawczyk i Joanna Podstolska. Jest to prawie stały skład załogi, latający na wielu trasach obsługiwanych przez Iły-62 – na pokładzie nie ma tylko radiooperatora Adama Stankiewicza, który z powodów osobistych nie mógł polecieć do Nowego Jorku i zamienił się z kolegą – Stefanem Wąsiewiczem. Samolot miał wystartować do Warszawy około godziny 19:00 czasu lokalnego, jednak na lotnisku JFK panowały koszmarne warunki atmosferyczne – szalejąca nad Nowym Jorkiem śnieżyca spowodowała konieczność odlodzenia samolotu i oczyszczenia pasów startowych. Start nastąpił po ponad dwóch godzinach od czasu planowanego, dokładnie o godzinie 21:16. Niemal do samego końca rejsu wszystko przebiega zgodnie z planem. Lipowczan prowadzi „Kopernika" wzdłuż wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych do granicy z Kanadą, na wysokości Nowej Fundlandii od kontroli obszaru w Gander dostaje tzw. oceanic clearance, czyli zgodę na przelot nad północnym Atlantykiem. Po nocnym locie nad oceanem świt zastaje załogę „Kopernika" nad Szkocją. Nad Bałtykiem, po minięciu Danii samolot wchodzi w polską strefę powietrzną, o godzinie 10:35 przelatuje nad Darłowem i Grudziądzem, w okolicy Płońska zostaje przejęty przez obszar kontrolny Okęcia, który następnie przekazuje maszynę sekcji podejścia, mającej doprowadzić samolot do lądowania. Nad Warszawą mroźna, ale słoneczna pogoda, widoczność bardzo dobra, wiatr w normie. Po dziewięciu godzinach rutynowego lotu oznaczonego numerem LO007, samolot zbliżał się do lotniska Okęcie na kierunku 15, po wcześniejszej zmianie pasa do lądowania.Nie wzbudziło to w pilotach jakiegoś większego zdziwienia, gdyż to była częsta usterka w samolotach radzieckiej produkcji. Na tyle częsta, że wypracowano nawet specjalną procedurę w takich przypadkach – załoga przerywała podejście i przelatywała nad lotniskiem w typowym manewrze go-around. W tym czasie mechanik pokładowy sprawdzał właściwe obwody, bezpieczniki i żarówkę, a ktoś z obsługi wieży przez lornetkę obserwował i potwierdzał przez radio fakt wysunięcia się czy też braku podwozia. – Jest bardzo ważną sprawą, żeby jednak była ta sygnalizacja przy pomocy zielonej lampki, bo wtedy to podwozie nie dość że jest wypuszczone, to jest jeszcze zapięte na zamki uniemożliwiające złożenie się podwozia podczas lądowania – tłumaczy Karol Kłosiewicz. O godzinie 11:13 kontroler na wieży wydał polecenie przejścia z wysokości 250 na 650 metrów. Samolot musi nabrać prędkości, by się wznieść, więc na rozkaz kapitana Lipowczana mechanik pokładowy Jan Łubniewski zwiększył obroty czterech silników Kuźniecow NK-8-4 do pełnej mocy startowej. Obsługa wieży czekała na mającego lecieć z północnego zachodu „Kopernika", by ocenić sytuację z podwoziem, lecz ich oczom ukazał zupełnie inny widok. - Słup dymu i ognia w kształcie grzyba, który utrzymywał się przez ułamki sekund. Później widziałam tylko kawałki samolotu wirujące w powietrzu - wspomina kontroler ruchu lotniczego, Agata Czachorowska-Grabny. 
 

O godzinie 11:14:45 „Kopernik" rozbił się 950 metrów przed progiem pasa 15, prawie pół minuty po zwiększeniu mocy silników. Po ścięciu drzewa i kępy krzaków prawym skrzydłem samolot zarył nosem pod kątem 13 stopni w zamarzniętą fosę okalającą wojskowe forty na Okęciu, a odłamujące się stopniowo od kadłuba fragmenty rykoszetem odbijały się od lodu i uderzały w przeciwległy wał fosy, niektóre z nich pokonały odległość nawet dwustu metrów i upadły na terenie fortów. Ogień było widać tylko przez kilka sekund. Samolot nie zapalił się – w zbiornikach nie było już dostatecznie dużo paliwa. „Kopernik" spalił prawie całe paliwo w trasie z Nowego Jorku i został mu tylko zapas nawigacyjny, czyli taka ilość paliwa, która starcza na ewentualne krążenie nad lotniskiem w oczekiwaniu na kolej do lądowania, odlot na lotnisko zapasowe, czy zjechanie z pasa startowego po wylądowaniu i samodzielne podkołowanie pod terminal, czy na parking. (dlapilota)

Komentarze