30 lat temu, 9 maja 1987 r., samolot Ił-62M "Tadeusz Kościuszko" runął na Las Kabacki

To była największa katastrofa w dziejach polskiego lotnictwa. 30 lat temu, w sobotnie przedpołudnie 9 maja 1987 r., samolot Ił-62M "Tadeusz Kościuszko" runął na Las Kabacki. Zginęły wszystkie podróżujące nim 183 osoby. Szczątków wielu z nich nie zidentyfikowano. Radzieckie Iły-62M były u schyłku PRL dumą Polskich Linii Lotniczych LOT. Obsługiwały trasy międzykontynentalne. Ulegały jednak groźnym defektom. W marcu 1980 r. ił „Mikołaj Kopernik” wracający z Nowego Jorku rozbił się przy al. Krakowskiej. Śmierć poniosło 87 osób, wśród nich piosenkarka Anna Jantar. Tadeusz Kościuszko” leciał w przeciwną stronę.

Ił-62M "Tadeusz Kościuszko" na Okęciu
Na jego pokład 9 maja 1987 r. wsiadło 172 pasażerów, w tym kilkunastu z amerykańskimi paszportami, oraz 11 członków załogi pod dowództwem 59-letniego kapitana Zygmunta Pawlaczyka. Lot nr 5055 do Nowego Jorku rozpoczął się o godz. 10.17. Po 22 minutach „Kościuszko” minął Grudziądz. Do godz. 10.41 podróż przebiegała bez zakłóceń. I właśnie wtedy, nad miejscowością Warlubie w dzisiejszym województwie kujawsko-pomorskim, nastąpił silny wstrząs. Urządzenia w kokpicie zasygnalizowały dekompresję kadłuba, pożar lewego silnika i zakłócenia drugiego, umieszczonego obok (ił-62M miał cztery turbo- odrzutowe silniki po bokach tylnej części kadłuba). Zygmunt Pawlaczyk zarządził powrót do Warszawy i zrzucenie po drodze paliwa. Okazało się, że popsute są też stery wysokości. Wkrótce ujawniła się awaria układu elektrycznego i problemy ze spuszczeniem paliwa. Obciążony samolot leciał na dwóch silnikach. Kapitan chciał lądować na wojskowym lotnisku w Modlinie, ale nie udało się w porę uzyskać danych o panujących tam warunkach. Tymczasem wybuchł kolejny silnik. Po naradzie z załogą kapitan zdecydował o locie do Warszawy. Zgodnie z zaleceniami kontroli ruchu samolot miał okrążyć lotnisko na Okęciu i zbliżyć się do niego od strony Piaseczna. „Kręcimy w lewo. Robimy wszystko, co możemy” – informował wieżę kapitan. Ogień uszkodził jednak system sterowania. O godz. 11.12 „Kościuszko” zaczął ścinać drzewa w Lesie Kabackim. Zygmunt Pawlaczyk zdążył jeszcze powiedzieć: „Dobranoc, do widzenia. Cześć, giniemy”. Samolot uderzył w ziemię 5700 m od pasa lotniska. Zapaliło się pozostałe jeszcze w zbiornikach paliwo. 

Kierujący akcją strażaków płk Edward Gierski zapamiętał: „Po przybyciu na miejsce ogarnął mnie makabryczny widok. Wokół porozrzucane szczątki ludzkie, fragmenty bagaży, różnego rodzaju przedmioty. (...) Panowała cisza, było tylko słychać dopalające się fragmenty samolotu” (cytat za: Dlapilota.pl). Ciała były zmasakrowane, żadne nie zachowało się w całości. Udało się zidentyfikować 121 ofiar katastrofy. Nierozpoznane szczątki 62 pozostałych osób złożono we wspólnej mogile na Cmentarzu Północnym. Członków załogi, poza kapitanem, który leży w grobie rodzinnym na Starych Powązkach, pochowano w jednej kwaterze na Cmentarzu Wojskowym. Ich pogrzeb miał charakter państwowy, z asystą wojskową i udziałem delegacji rządu. Komisja badająca okoliczności katastrofy stwierdziła, że jej przyczyną było zmęczenie materiału w silniku. W przypadającą dziś 30. rocznicę tragedii odprawione zostaną msze święte, w których uczestniczyć będą rodziny ofiar: pierwsza o godz. 11 w miejscu katastrofy w Lesie Kabackim (przy krzyżu i pamiątkowej tablicy), druga o godz. 19 w archikatedrze św. Jana Chrzciciela. (gazeta.pl)

Komentarze