EasyJet planuje zostawić środkowe siedzenia wolne dla zachowania dystansu

Brytyjski budżetowy przewoźnik planuje utrzymać dystansowanie społeczne po zniesieniu obostrzeń związanych z epidemią. EasyJet uziemiło swoją flotę powietrzną pod koniec marca w związku z rozwojem pandemii koronawirusa i związanymi z nią obostrzeniami. Przewoźnik już teraz snuje plany na czas, gdy znów będzie można latać po Europie i ma dobry pomysł na to, jak zachęcić pasażerów, by znów wsiedli do samolotów. EasyJet planuje bowiem utrzymać miejsce odstępu pomiędzy pasażerami. W samolotach, w których konfiguracja siedzeń przewiduje trzy miejsca w rzędzie po każdej stronie samolotu, środkowe miejsce ma pozostawać puste dla utrzymania bezpiecznego dystansu. - To jest coś, co zamierzamy zrobić, gdyż uważam, że to jest coś, czego będą chcieli konsumenci – powiedział BBC prezes EasyJet Johan Lundgren. Zdaniem szefa przewoźnika, wdrożenie tego w początkowej fazie powrotu do latania będzie relatywnie łatwe, gdyż nie spodziewa się on, by samoloty natychmiast wypełniły się po zniesieniu obostrzeń.Mówię o tym, jako o początkowej fazie. Nikt nie wie, jak długo ona potrwa. Sądzę, że to ważne, by klienci zrozumieli, że traktujemy to poważnie, a przede wszystkim dbamy o zarówno o dobro naszych klientów, jak i o dobro naszych pracowników – dodawał Lundgren.Inne zdanie w tej kwestii ma prezes Ryanaira Michael O’Leary, który sądzi, że zostawianie jednej trzeciej miejsc pustych nie będzie mieć sensu, a pasażerowie szybko wrócą do latania. EasyJet w oczekiwaniu na zniesienie obostrzeń walczy z kosztami. Na razie obniżył je poprzez odroczenie dostawy nowych 24 maszyn od Airbusa. Od końca marca wysyła też na urlop swoich pracowników (przy czym możliwe, że chodzi o bezpłatny urlop). Po stronie kosztów zostaje jednak kupione na zapas paliwo, którego zakup odbył się po wysokich, przedkryzysowych cenach. Jednak EasyJet może z pewnym optymizmem patrzeć w przyszłość – ma 3,3 mld funtów rezerw gotówkowych, co zapewnia mu możliwość przetrwania nawet 9 miesięcy bez latania.Źródło: rp.pl

Komentarze