Lotnictwo odpowiada już za 3,6 proc. emisji dwutlenku węgla w UE

Lotnictwo odpowiada już za 3,6 proc. emisji dwutlenku węgla w UE, a ruch w przestworzach lawinowo rośnie. Eksperci alarmują, że ekonomiczny nacisk na linie lotnicze jest zbyt delikatny i nie zmusza ich do ograniczania emisji. Czy jedynym ratunkiem są paliwa alternatywne, które mocno wywindują ceny biletów? „Lotnictwo jest jednym z najszybciej rosnących źródeł emisji CO2” – alarmuje unijna organizacja pozarządowa Transport & Environment (T&E) w najnowszym raporcie „Plan dekarbonizacji europejskiego lotnictwa”. Z jej analizy wynika, że już w 2016 r. samoloty emitowały dwa razy więcej dwutlenku węgla niż w 1990 r., a jeśli nie dojdzie do zaostrzenia polityki wobec linii lotniczych, to z kolei poziom emisji z 2016 r. zostanie podwojony już w 2050 r. Które samoloty szkodzą najbardziej? Te latające na bardzo krótkich oraz bardzo długich trasach. Pierwsze dlatego, że start jest najbardziej paliwożernym etapem lotu. Drugie dlatego, że godzinami muszą dźwigać ogromny zapas paliwa, a każda dodatkowa tona zwiększa jego zużycie o 150 kg. Ponieważ "czas to pieniądz", latamy odrzutowcami, które są mniej ekonomiczne od samolotów ze śmigłami. Zwłaszcza te najszybsze. Powyżej prędkości 0,85 macha spalanie gwałtownie rośnie. To m.in. przesądziło o losach ponaddźwiękowego Concorde'a zużywającego aż 16,5 l paliwa na 100 km/pasażera, czyli pięć razy tyle co Airbus A380. Co nie znaczy, że współczesne samoloty palą mało. Np. Boeing 737-800 na trasie Warszawa - Londyn przerabia na spaliny 8 ton lotniczego paliwa, a więc 45 litrów na każdego ze 175 pasażerów. Samolotów przybywa zaś szybciej niż samochodów. Np. w Polsce do 2030 r. liczba pasażerów lotniczych się podwoi. Choć już dziś samoloty odpowiadają za ponad 2 proc. światowej emisji dwutlenku węgla, żaden rząd nie wprowadził norm emisji ich spalin. Dopiero teraz zamierza to zrobić Organizacja Narodów Zjednoczonych. Jej agencja lotnictwa cywilnego (ICAO) twierdzi, że opracowała pierwsze w historii normy emisji dla samolotów. Ze względu na konsekwencje dla producentów miałyby objąć wszystkie samoloty dopiero w 2028 r. Ale już pięć lat wcześniej te, które aktualnie są w produkcji, musiałyby mieć emisję niższą nawet o 11 proc. Wprowadzenie norm emisji to połowa rewolucji czekającej branżę przewozów lotniczych. Drugą będzie możliwość płacenia za emisję przez poszczególne linie lotnicze w ramach systemu rynkowego. Wszystko to może zmusić producentów do szybszej ewolucji ich silników, a przewoźników - do inwestycji w bardziej ekologiczną flotę. W motoryzacji już samo zaostrzenie norm emisji i powiązanie ich z podatkami za auta skłoniło dziesiątki milionów europejskich kierowców do wymiany swych pojazdów na nowe. Jeśli podobnie będzie w lotnictwie, być może na niebo - przynajmniej na krótkich dystansach - powrócą pasażerskie samoloty śmigłowe.
(wyborcza.pl)

Komentarze